Na drogach dochodzi niestety do wielu wypadków. Często uczestnikami są kierowcy, którzy jeżdżą zbyt brawurowo i rozbijają się o drzewa lub o inne samochody. Jakkolwiek bardzo często ofiarami na drogach są piesi. I to nie z winy kierowców, lecz właśnie z winy pieszych dochodzi do tego typu przykrych incydentów.
Czemu dochodzi do wypadków z udziałem pieszych? Dzieje się tak między innymi dlatego, że nie przestrzegają przepisów, ale co ważniejsze nie kierują się zasadami zdrowego rozsądku. Zatrzymani piesi niejednokrotnie bywają niestety tak samo agresywni jak zatrzymani kierowcy.
Piesi, który zostają złapani na gorącym uczynku miewają pretensje do policji i nie godzą się na mandaty. Pytają, dlaczego akurat oni, jeżeli wszyscy przechodzą na czerwonym. Bywa też, że powołują się na słabą sytuację materialną argumentują, że dla nich sto złotych to jest dużo i z jednej strony błagają o odpuszczenie mandatu, a z drugiej strony wykrzykują, że go nie przyjmą i że im się nie należy. Zdarza się też, że wyzywają policję od najgorszych, co może tylko zaszkodzić im w takiej sytuacji i powiększyć mandat za znieważenie policjanta. Z ust pieszych policjanci mogą usłyszeć, że są nienormalni, lub że zatrzymani ich „nie lubią”, a to tylko najłagodniejsze z wypowiedzi. Innym razem piesi straszą policję sądem za „podłość” lub starają się uciekać z miejsca wydarzenia. Niestety dla biednych pieszych przeważnie nie kończy się to najlepiej, gdyż policjanci są nie tylko wyszkoleni teoretycznie, ale nieraz są też bardzo sprawni fizycznie, co kończy się złapaniem zbiega i bonusowym mandatem.
W 2014 roku piesi spowodowali około 3 000 wypadków, w których zginęło 560 osób. Najczęściej piesi zatrzymywani są za przechodzenie na czerwonym świetle lub w miejscu niedozwolonym. Policja stara się poprzez te zatrzymania działać prewencyjnie, co ma na celu nauczenie pieszych poprawnego zachowania w ruchu drogowym, co w założeniu ma spowodować zmniejszoną ilość wypadków drogowych z udziałem pieszych.
Piesi, co wcale nie dziwi nie chcąc przyjąć mandatu, wymyślają najróżniejsze wymówki, a także próbują zwalić winę na innych. Pytają, dlaczego to akurat oni zostali zatrzymani, a nie ktoś inny kto szedł na pasach tuż obok nich. Tego typu zachowanie nazywa się syndromem wychowawcy. Jak mówi Andrzej Markowski – psycholog ruchu drogowego, ludzie mają pretensję do policji, że nie łapią prawdziwych bandytów i przestępców. Ale warto zdać sobie sprawę, że w ruchu drogowym to właśnie łamiący przepisy są tymi bandytami.
Policji w takich przypadkach nie pozostaje nic innego, jak zachować zimną krew i kontynuować wystawianie mandatu. Próba spokojnej rozmowy i wytłumaczenia pieszemu, że to co zrobił było złe i że nie przekona policjanta do zrezygnowania z wypisania mandatu jest niestety w takich przypadkach bezcelowa.
Co ciekawe, Ci sami piesi, zapytani później, czy policja powinna karać osoby łamiące przepisy ruchu drogowego odpowiadają, że jak najbardziej. Jak widać występuje tutaj indywidualne podejście do przepisów ruchu drogowego, które z łatwością potrafi wytłumaczyć złamanie w danym przypadku zasad ruchu drogowego, lecz nie oznacza negacji całości systemu prawnego.
Kolejnym osłem ofiarnym dla zatrzymanych pieszych są niejednokrotnie kierowcy: „Czemu ja mam wypisany mandat, jeżeli wiele razy to samochody prawie mnie przejeżdżały, jak ja miałem zielone światło?”. Niestety tego typu argumentacja nie prowadzi nas donikąd, gdyż oczywistym jest, że policja nie zatrzyma każdego i to że ktoś robi źle, nie znaczy że i my mamy tak robić.
Jak zatem podchodzić do problemu pieszych i wystawianych mandatów za przechodzenie na czerwonym świetle i innych tego typu przewinieniach. Zasad trzeba się trzymać i je respektować, to na pewno pozwoliłoby uratować wiele istnień na drogach, jednakże warto też spojrzeć na to zagadnienie z drugiej strony. Nieraz zdarza się, że komunikacja drogowa jest źle zorganizowana. Mimo wprowadzenia licznych przycisków, które mają zapewnić zielone światło na przejściu dla pieszych, często trzeba za długo czekać na to upragnione zielone światło, mimo że nic akurat nie jedzie. Ta technologia po prostu jeszcze nie jest dość dopracowana, by zapewnić wszystkim uczestnikom ruchu minimum przestoju. Ciężko się dziwić pieszym, którzy nie widząc żadnego nadjeżdżającego pojazdu postanawiają przejść na czerwonym świetle, tym bardziej że przejście zajmie im 3 sekundy i nie ma takiej sytuacji, w której mogliby spowodować zagrożenie. Podobnie bywa z przechodzeniem w miejscu niedozwolonym. Źle rozlokowane zebry mogą stawiać pieszego przed wyborem pokonania tej samej drogi w minutę lub w 5 sekund. Nic dziwnego zatem, że tego typu wybór prowadzi do nadmiernego łamania przepisów.
Jednak nie można też pozwolić sobie na totalne ignorowanie przepisów. Nie zostały one ustanowione z powodu „widzimisię kogośtam”, tylko zostały wprowadzone właśnie po to, by zapewnić bezpieczeństwo na drodze zarówno pieszym jak i zmotoryzowanym członkom ruchu drogowego. Nie może też dziwić fakt, że policja, która została powołana właśnie między innymi do kontrolowania przestrzegania zasad ruchu drogowego, tych właśnie zasad pilnuje. Można w tym miejscu przywołać łacińską maksymą dura lex sed lex (twarde prawo, ale prawo). Fakt, że nie zgadzamy się z danymi przepisami nie znaczy, że nie mamy obowiązku ich przestrzegać. Dlatego jak najbardziej zasadnym jest, że policja będzie tych przepisów bronić poprzez karanie niepokornych pieszych. Trzeba zadać sobie także pytanie, czy gdyby nie było tego typu zasad nie okazałoby się, że ofiar wypadków jest jeszcze więcej.
Te zasady co prawda sprawiają, że musimy niekiedy czekać bezsensownie na przejściu, gdy faktycznie nie ma żadnego pojazdu w pobliżu, a nasze przejście na czerwonym świetle nie stwarzałoby żadnego zagrożenia. Lecz tutaj pojawia się ważki problem, kiedy faktycznie takie przejście na czerwonym jest totalnie bez zagrożenia? Czy możemy zawsze z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że akurat my możemy złamać przepisy ruchu drogowego? Czyż chcielibyśmy żeby inni postępowali w ten oto sposób? Często ludzie dochodzą do kuriozalnych wniosków, gdzie to akurat oni są zwolnieni z zasad ruchu drogowego, jednakże wszyscy inni powinni ich przestrzegać niezależnie od tego, czy uznają za zasadne złamanie ich „akurat ten jeden raz”, czy nie. Musimy się także zastanowić, czy „akurat ten jeden raz” nie skończy się tragicznie.
Jeżeli wejdzie nam w nawyk łamanie zasad obowiązujących w ruchu drogowym to możemy posuwać się coraz dalej i łamać te przepisy także w sytuacjach, gdy już sytuacja nie jest taka oczywista. Trzeba zdać sobie sprawę, że jednak te 560 osób też w wielu tego typu przypadkach mogło myśleć, że „akurat ten jeden raz” się uda. Że przecież przechodzili tyle razy na czerwonym i co złego może się stać akurat tym razem? Jak widać czasem może być o ten jeden raz za dużo.
Oczywiście jestem za jak najlepszą infrastrukturą dla pieszych. Zebry powinny być rozstawione w odpowiednich miejscach, sygnalizacja powinna działać sprawnie i inteligentnie tak, żeby nie zmuszać pieszych do czekania paru minut na przejściu dla pieszych, powinny zostać wybudowane przejścia podziemne tam, gdzie ruch jest zbyt duży i powinny być wprowadzone też różne inne rozwiązania, które ułatwiałyby komunikację dla niezmotoryzowanych. Jednakże na ten moment, sytuacja wygląda jak wygląda czy się z nią zgadzamy czy nie. I gdyby nie brawura i lekkomyślność pieszych to wypadków na drogach mogłoby być o wiele mniej. Czasem trochę pokory i rozwagi może uratować nam życie. Może czasem warto poczekać tą minutkę dłużej na przejściu?