Jakiś czas temu pisaliśmy o kamerkach samochodowych – w Rosji są one na wyposażeniu niemal każdego auta, a i w Polsce coraz więcej osób je montuje. Wielu kierowców uważa, że kamerka, a raczej nagranie przez nią dokonane, w razie problemów będzie stanowiła bezsprzeczny dowód tego, który kierowca jest winny. Jak się jednak okazuje – niekoniecznie.
Okazuje się, że nagranie tego typu, w świetle polskiego prawa, jest niemożliwe do wykorzystania jako dowód w sądzie. Zdaniem Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych takie użycie nadużywa „wykorzystanie do celów własnych” i może godzić w dobro osób, które zostały zarejestrowane na takim nagraniu.
Zdaniem prawników -o ile autor nagrania jest jedną ze stron sprawy sądowej – nie stanowi to jeszcze nadużycia, ponieważ jest dowodem, użytym w interesie prywatnym. Inaczej przedstawia się sytuacja, gdy właściciel chce udostępnić nagranie na potrzeby procesu, w którym nie jest stroną. Wtedy jedyną możliwością jest najpierw zgłoszenie nagrania jako zbiór danych osobowych. Dopiero po dopełnieniu tej procedury, możemy przedstawić nagranie publicznie.
Jak więc widać – nic nie stoi na przeszkodzie, by nagrania z rejestratora pokazywać znajomym i krewnym we własnym domu, lecz ich upublicznianie może już stanowić kłopot. Największym jest publikowanie ich na Youtubie – w świetle polskiego prawa umieszczenie filmików tego typu w sieci to przestępstwo i może być ścigane z tytułu łamania ustawy o ochronie praw osobowych.
GIODO stara się jednak o zmianę przepisów, która usunie rejestratory samochodowe spod swojej ochrony. Sprawą zajęło się w grudniu 2013 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Pierwsze założenia mówią o podziale przestrzeni na trzy części: publiczną, zamkniętą przeznaczoną do użytku publicznego (jak sklepy) i prywatną – ma w nich pojawić się także zapis o kamerach samochodowych.