Wprowadzony na początku roku przepis, mający walczyć z podkręcaniem liczników miał pomóc walczyć z tym procederem. Jak się jednak okazało – w praktyce bywa z tym różnie. Przepis obecnie jest fikcją, ponieważ o tym, czy przekręcony licznik wpisać do dowodu rejestracyjnego czy nie – decyduje warsztat przeprowadzający kontrolę.
Podstawowym problemem jest fakt, że przekręcenie licznika mechanik może zakwalifikować zarówno jako usterkę poważną, jak i lekką. W pierwszym przypadku diagnosta zamieszcza wpis o niej w zaświadczeniu o przeprowadzonym badaniu technicznym pojazdu i określa wynik jako negatywny. Jednocześnie pojazd podlega kolejnemu badaniu technicznemu w tej samej stacji. Jeśli jednak usterka zostanie określona jako lekka – bez żadnych konsekwencji kierowca może liczyć na pieczątkę w dowodzie.
Przedstawiciele środowisk diagnostycznych przyznają, że tak sformułowane przepisy budzą wątpliwości. – Na pewno trafi się taki diagnosta, który za „drobną opłatą” wszystkie przekręcone liczniki będzie uznawać za drobną usterkę – mówi jeden diagnostów proszący o anonimowość.
Inni idą jeszcze dalej i stwierdzają wprost: ten przepis jest korupcjogenny. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju tłumaczy, że takie są przepisy unijne, ale jednocześnie zapowiada zmiany w prawie.
Komisja UE znalazła rozwiązanie, aby ukrócić proceder masowych „oszustw licznikowych”. Specjaliści zaproponowali, aby stworzyć elektroniczną bazę, za pomocą której można by wymieniać się informacjami o poszczególnych egzemplarzach samochodów. Przebiegi miałby być wpisywane na każdym etapie „życia” samochodu – podczas badań technicznych, wizytach w warsztatach, itp. Jak się okazuje jednak – w Polsce nadal stanowi to problem.